W samotności umiera człowieczeństwo. Kiedyś zaśmiałabym się, gdyby ktoś kazał mi usiąść i odłożyć telefon, teraz jedyne co pozwalało mi na kontakt z wszechświatem to uszkodzony telefon stacjonarny, tak okazuje się, że jeszcze istnieją, brudne szyby ukazujące pustą drogę i moja wyobraźnia. To ostatnie bywało zdradliwe. Odrobina wyobraźni była w stanie pomóc mi w najtrudniejszych momentach, za dużo mogło spowodować utratę kontroli, a w tych czasach kontrola była czymś cennym.
Niczym najcenniejszy klejnot trzymałam to uczucie blisko siebie, czekając, aż nastanie lepszy dzień. Przez pierwsze pół roku faktycznie wierzyłam w to, że kiedyś będzie dobrze. Straciłam całą rodzinę, dom, wspomnienia. Mimo wszystko dalej wierzyłam, że będzie lepiej. Mimo iż nic nie miało już być takie samo.
Pół roku od straty wszystkiego. Pół roku od rozpoczęcia nieskończonej wędrówki dotarłam do celu. Małej stacji ukrytej na pustkowiu. Od jakiegokolwiek miasta dzieliły mnie zapewne godziny. Ciężkie godziny wędrówki.